Rodzimy się z krzykiem. Z buntem dorastamy. W szalonym pędzie życia gubimy ponad miarę cenne perełki czasu, ścigając marzenia niedościgłe, chwytając chwile nieuchwytne...
— Halina Ewa Olszewska

środa, 24 października 2012

U Andrei... i mój ręczniczek

    Na początek o blogu, który znalazłam przypadkiem w sieci. Jest to ciekawy blog, pełen pięknych zdjęć, świetnych pomysłów.  Myślę, że warto tam zaglądnąć. Zobaczcie też,  jakie piękne   urodzinowe  GIVEAWAY  Andrea przygotowała dla wszystkich odwiedzających jej blog:) Pozdrawiam, Andrea:)




     Jakiś czas temu, buszując w sieci, znalazłam blog Rzeszowianki.  Wtedy na banerku jej bloga widniał śliczny haft, który po prostu mnie zauroczył. Poprosiłam o wzorek, a potem wykorzystałam go (po małych modyfikacjach)  do ozdobienia ręcznika dla gości. Jeszcze raz serdecznie Ci  dziękuję, Rzeszowianko:)










      
    Jeśli jesteście ciekawi, jak wyglądał oryginał, klik TU:)
Ja zmieniłam kolor róż i liści oraz nie zrobiłam backstitchy. Chyba jednak to nadrobię, bo lepiej haft wtedy wygląda, bardziej wyraziście. I chyba skuszę się kiedyś na wyhaftowanie wzorku w oryginalnych kolorach na białej kanwie. Tak wygląda lepiej.
Pozdrawiam serdecznie moich gości, tych starych, wiernych, i tych nowych:) Dziękuję za miłe komentarze:)
Ewa







niedziela, 21 października 2012

Taki sobie sekretarzyk... i moje wygrane Candy:)

    Witam Was.  Jakoś nie mogę się pozbierać po moim urlpie:( Zawsze to co dobre kończy się za szybko.  Na szczęście jesień zrobiła się piękna, niezwykła wprost jak na koniec października.

    Tym razem chciałam Wam pokazać mój nowy nabytek. Sekretarzyk. Kupiłam go na Allegro za całe 69 zł. Warto było, bo solidny, dębowy. Postanowiłam go przemalować, by pasował do mojego jasnego pokoju. Najpierw myślałam o potraktowaniu go białym woskiem, ale niestety boki mebla były z innego drewna, nie wiem czemu. Żeby nie było różnicy miedzy frontem a boczkami, postanowiłam je po prostu przemalować na biało i przetrzeć. 
      Najpierw cały mebel przeszlifowałam szlifierką, następnie zagruntowałam gruntem. Na grunt naniosłam ciemną farbę i brzegi przetarłam świecą. Na ciemną farbę nałożyłam dwie warstwy białej farby, a następnie przetarłam delikatnie brzegi, by odsłonić ciemną  farbę. 
      Zastanawiałam się nad odpowiednim nadrukiem na drzwiczkach, ale jeszcze nie zdecydowałam jaka to będzie grafika, i jaką nanieść ją metodą...
A oto efekty mojej pracy:)








Przy okazji pochwalę się abażurkiem do lampy. Uszyłam go z delikatnej bawełny i ozdobiłam różami.





Serduszko podarowane kiedyś przez Pinel. Pomalowałam je na biało i ozdobiłam grafiką.


Okrągłe drewniane pudło udało mi się kupić za grosik. Ozdobiłam je grafiką zaczerpniętą z bloga Malowany kokon


    W ostatnim poście pisałam o paczuszce od Kami, którą ostatnio od niej dostałam. Moje wygrane CANDY, ale oprócz tego różne cudeńka. Same zobaczcie:)


Prezenty od Kami
Baryłeczka na miodzik i serwetka w kolorze oczywiście miodzikowym:)

...pszczółeczka wyhaftowana przez Kami:)

...notesik na lodówkę, cobym nie zapominała ważnych rzeczy, a w moim wieku to ważny gadżecik:)

...śliczna ściereczka w kolorze również miodzikowym:)

...i miodzikowe, cudnie pachnące mydełko:) 





.... no i cytrynowo-miodzikowe herbatki.


    Kami, serdecznie Ci dziękuję. Cieszę się, że mogłam Cię poznać, przynajmniej wirtualnie:)  Jesteś moim Dobrym Duszkiem  właściwie od samego początku mojego blogowania. Tym bardziej cieszę się z tych  prezentów, bo będą mi Ciebie przypominały. Tak jak serduszko zawieszone na serwantce:)
     Pozdrawiam Was kochane dziewczyny i sympatyczne chłopaki (jest kilku wsród moich wytrwałych obserwatorów) i życzę słonecznego, ciepłego tygodnia. Mam nadzieję, że to cudne słonko jeszcze długo będzie nas cieszyć, na przekór kalendarzowi:) Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, dzięki, że tu zaglądacie, choć mało mnie ostatnio na moim (i nie tylko) blogu. Takie życie... Trudno godzić pracę, dom, trójkę dzieci, w tym pierwszaczka, i  jeszcze blogowanie. Jest takie powiedzenie: najważniejsze rzeczy najpierw:)
Do następnego posta:)
Ewa







  









niedziela, 14 października 2012

Umarłam....

      Mówi się "Zobaczyć Neapol i umrzeć". No i  umarłam,  z zachwytu! Właśnie wróciłam z południa Włoch. Spędziłam tam 1,5 tygodnia. Odwiedziłam moja przyjaciółkę z czasów studenckich.  Jestem wciąż pod wrażeniem tego, co zobaczyłam.
Zapraszam na małą wycieczkę po Neapolu i okolicach :)
     
      Moim marzeniem było pojechać do Positano. Jest to urokliwe miasteczko na wybrzeżu Amalfi, w bliskiej okolicy Neapolu. To tu kręcono zdjęcia do mojej ulubionej komedii romantycznej "Tylko ty" z  Marisą Tomei  i Robertem Downey Jr. Uwielbiam ten film, a zdjęcia z  ukwieconego Positano zapadły mi głęboko w serce :)






  
Na naszej wycieczkowej trasie nie mogło braknąć Sorrento:)




     W miasteczku Santa Maria Capua Vetere znajdują się dobrze zachowane ruiny koloseum...



       No i przyszedł czas na Neapol:) Zachwycił mnie bez reszty! Pomimo brudnych ulic, potrzaskanych okien wystawowych.  Spotkaliśmy się tu z niezwykłą życzliwością i otwartością ludzi. Nie jest łatwo porozumieć się z Włochami, ponieważ nie znają w zasadzie angielskiego, niemiecki słabo, przynajmniej ja miałam takie pieskie szczęście, ale gdy mówiłam, że jestem z Polski, wywoływało to zwykle sympatyczne reakcje:
- A! Polacco! Papa Giovanni Paolo II! 
No i robiło się miło:)

Niedaleko portu znajduje się zamek dell'Ovo....





... z niego roztaczają się piękne widoki na port....



  

  

W oddali zakryty chmurami tego dnia Wezuwiusz....


  

     Idąc z portu w stronę centrum historycznego  wzrok przykuwa  zamek  Sant'  Elmo, górujący nad Neapolem.






      W  historycznym centrum Neapolu jest niezliczona ilość kościołów i kościółków. Można powiedzieć, że każdy z nich to perełka. Niesamowite wrażenie robi bogaty wystrój ich wnętrz. Nieomal zapiera dech w piersi...
 A wsród  nich prawdziwa perła,  Duomo...















     



    Nie wiem, co św. Klara przeskrobała, ale boczna ściana kościoła pod jej wezwaniem wygląda tak:


 Piękny pomnik  Vittorio Emanuele, księcia Neapolu...

 .... galeria handlowa z imponującym przeszklonym dachem...

     
 
 

     Niesamowite wrażenie robią wąskie uliczki tego miasta, a tam małe sklepiki rodzinne.








     Ale są i takie obrazki: na środku ulicy, w centrum miasta sterty niewywożonych  chyba zbyt często  śmieci, porozbijane szyby sklepów (i to na jednej z głównych ulic centrum historycznego)...  Neapol jest znany z tego, że jest brudnym miastem. To widać na każdym kroku. Muszę Wam powiedzieć, że po powrocie do mojego Krakowa stwierdziłam, że jest on sterylnie czysty! 








Trzeba sobie radzić:) 


    Ostatnie dwa dni to zwiedzanie przepięknego pałacu królewskiego w Casercie,  jednego z największych w Europie...










oraz pięknych ogrodów...










Przepiękny ogród zamkowy cięgnie się chyba  kilometrami... A w dole monumentalna bryła zamku.

...a także  Pompejów...
















  

     A na koniec zdjęcia starożytnej drogi  Via  Appia,  zwanej przez Rzymian regina  viarum, czyli królową dróg.   Rozpoczyna się ona w Rzymie  i biegnie (obecnie z przerwami) na południe aż w okolice Kapui  pod Neapolem, gdzie skręca na wschód i ciągnie się aż do miasta Brindisi na wybrzeżu Adriatyku. 



    
      Nie wiem, czy zgodzą się ze mną Ci, którzy tam byli, że jest to miasto niezwykłe, piękne, zapadające w serce. Mnie zauroczyło bez reszty; chciałabym tam jeszcze kiedyś wrócić, ale też zachęcić tych, którzy obawiają się dalekiego południa Włoch, by się tam wybrali, bo warto!

      A po powrocie do domu czekała mnie niespodzianka:) Paczuszka od Kami:) Wygrałam u niej Candy: słoiczek na miód i serwetki. Ale oprócz tego w paczce było całe mnóstwo ślicznych prezentów. Ale o tym w następnym  poście. 
Przesyłam  Wam  buziaki i życzę sympatycznego tygodnia:) 
Ewa